Gdy zaczynałam z taekwondo miałam jedno marzenie- zdobyć czarny pas, teraz mimo, że
Ale los tak chciał, że stało się to co się stało i to dobrze. Gdybym uniknęła kontuzji, nie zakochałabym się w tenisie, nie poznałabym tylu ludzi, a przede wszystkim nie byłabym tą samą osobą, którą jestem dzisiaj. Przez pierwsze pół roku po rozstaniu się z taekwondo (po 5 latach!) miałam mętlik w głowie. Byłam rozdarta pomiędzy różnymi dyscyplinami sportu, ale żadna niebyła "tą", której chcę poświęcić najbliższe lata swojego życia. I los tak chciał, że w lutym 2014 roku, kolega namówił mnie, żebym przyszła na pierwszy trening.
Niezły przykład efektu motyla, nie? :) Zaczęło się od tego, że podjęłam decyzję, że będę ćwiczyć tego dnia na w-f. Ta decyzja miała tak ogromne konsekwencje i tak mega wpłynęła na moje życie. Wydarzenia, które wydają się w pierwszej chwili katastrofą i porażką, w przeciągu lat okazują się pierwszą literą nowego rozdziału w naszym życiu.
Do głowy przychodzi mi jedna myśl- jedna z lekcji książki Reginy Brett "Bóg nigdy nie mruga":
"Każdą tak zwaną katastrofę kwituj słowami: Czy za pięć lat to będzie miało jakieś znaczenie?"
Często czegoś pragniemy, chcemy osiągnąć jakiś cel, ale los "płata nam figle". Tak na prawdę tylko z pozoru wiemy co jest tak na prawdę dla nas dobre. Czasem warto zaufać tej niewidzialnej sile i pomyśleć "A może właśnie tak miało być?" I nawet jeśli nie dojdziesz tam gdzie chciałeś, to pamiętaj,
będziesz tam gdzie powinieneś...
*Zdjęcie mojego autorstwa :)
Ola.